Kilka słów o mnie
marzec 08, 2021
3 Komentarzy
Kilka słów o mnie
Chyba jeszcze nie mieliśmy okazji się poznać, prawda? Dzisiejsze święto nas, kobiet wydaje mi się doskonała okazją, by to zmienić :) Jest to pierwszy w tej tematyce mój post ale obiecuję, że nie ostatni :) Dzisiaj będzie coś od serca, osobiście, od kobiety dla kobiet, będzie o zdrowiu oczywiście, moim zdrowiu, o walce o zdrowie... Przez chwilę zastanowiłam się czy "walka" to dobre słowo... Tak, dobre. Walka oznacza wysiłek, przeciwstawienie się przeciwnościom, oznacza również odwagę, walka niesie z sobą z reguły również pewne straty. Tak więc, tak, ten post będzie o walce o zdrowie. Z najlepszymi życzeniami dla wszystkich kobiet, tych mających poczucie, że akurat przegrywają jakąś walkę i tych, które właśnie cieszą się z wygranej walki. Moim zdaniem walka o zdrowie jest jedyną, którą warto toczyć - jeśli mam zdrowie, to mam wszystko, bo mogę wszystko, mogę zmierzyć się z każdym wyzwaniem.
Dlaczego znowu lubię nosić golfy
Miało być o zdrowiu a zaczyna się, jak o modzie? No niezupełnie :) Te golfy, to nie bez powodu. Od zawsze uwielbiałam to, jak wyglądają i zawsze lubiłam to, jak ja w nich wyglądam. I od całych wieków ich nie nosiłam. Zwyczajnie było w nich niewygodnie, czułam w nich dyskomfort, drażniły mnie, były nie do wytrzymania. Podobnie było z przeróżnymi wisiorkami, koralami i naszyjnikami. Nie od razu się poddałam z tymi ostatnimi, co jakiś czas kupowałam nowy, który bardzo mi się podobał i za każdym razem lądował w pudełku, ponieważ na mojej szyi był również nie do wytrzymania.
Przyczyna?
Tarczyca. A dokładniej guzy tarczycy, rozrośnięta tarczyca, zmieniona tarczyca, przebudowana tarczyca. Trudno nawet znaleźć słowa na to jaka była ta tarczyca - taka była :)
Zmiany w mojej tarczycy zostały zdiagnozowane po raz pierwszy kilkanaście lat temu. Były wtedy na tyle nieduże, że nie było ich widać gołym okiem. Odkryłam ich istnienie przy jednym z rutynowych badań USG, które co jakiś czas robię różnym moim organom. Zalecenie lekarza robiącego USG była - usunąć. Podobne były zalecenia kilku kolejnych endokrynologów i internistów.
Nie usunęłam.
Dlaczego? Bo moje wyniki dotyczące hormonów tarczycy były prawidłowe, bo badanie USG nie wskazywało na żadne niepokojące cechy guzów, bo kilka kolejnych biopsji również na to nie wskazywało, bo nie chciałam się pozbywać organu, który wydawał się działać prawidłowo. Sama podjęłam ryzyko. Tak, ryzyko. Bo żadne z tych badań nie pozwala stwierdzić ponad wszelką wątpliwość, czy zmiany zachodzące w takiej tarczycy nie mają charakteru nowotworowego. To widać tylko i wyłącznie na skrawkach wykonanych z danej tkanki, w mikroskopie. Oczywiście sprawny i doświadczony diagnosta jest w stanie z dużym prawdopodobieństwem dokonać oceny co do charakteru zmiany ale nigdy nie jest taka ocena pewna w 100%.
Zdecydowałam się jednak obserwować swoją tarczycę. To nie było łatwe. Z każdym badaniem USG słyszałam pretensje, że nadal jej nie usunęłam i roztaczano przede mną czarne wizje tego, co mi w związku z tym grozi. Miło nie było. Skupiłam się na poszukiwaniu lekarza, który podejmie ze mną te obserwacje zamiast mnie straszyć. W końcu znalazłam. I tak sobie żyliśmy razem zgodnie ;) - ja, moja rosnąca tarczyca i tenże lekarz. Lekarz mówił, że on się tej tarczycy "nie boi", on ją będzie obserwował, ja obdarzając od lat lekarzy ograniczonym zaufaniem nadal czułam na własnych barkach ciężar swojej decyzji a tarczyca "dobrze się bawiła" - rosła sobie to tu, to tam, czasem gdzieś się zmniejszała oraz toczyła sekretne życia za mostkiem, z dala od głowicy USG, która tam nie miała już dostępu.
W końcu ciężar tych własnych decyzji wbrew niemal całemu światu medycznemu, z którym się spotkałam na przestrzeni tych kilkunastu lat, zmęczył mnie.
Nigdy jakoś specjalnie nie przeszkadzał mi wygląd mojej szyi. Był kiepski. wypukłość z przodu, dziwna wypukłość z boku. Śmiałam się, ze dzięki temu nie widać na mojej szyi zmarszczek i młodziej wyglądam. Przyzwyczaiłam się już do tego, że leżenie na plecach nie istnieje. Leżeć na plecach? A po co? Przecież można na boku. Kiedy robiłam skłony i czułam jakby coś próbowało wypchnąć mi mózg z czaszki myślałam, że tak to się właśnie czuje kiedy się robi skłon. Kiedy czułam opór przed połknięciem większej tabletki/kapsułki myślałam sobie "o matko, co to za pomysł, żeby takiego giganta wyprodukować". A jak zwyczajne moje kapsułki z omega-3, Vegepy, którą zażywam od lat, od czasu d czasu utknęły mi w gardle myślałam sobie, że to przypadek, że zacisnęłam gardło bo popiłam jej zbyt zimną wodą. Itd. itp. Komuś z Was wydaje się to znajome? :)
Pewne fakty jednak nie podlegały dyskusji, były obiektywne, nie mogłam udawać, że ich nie ma. Mojemu TSH od kilka lat zdarzało się spaść poniżej normy, w ostatnie lato było na granicy oznaczalności - tarczyca "nie lubi upałów". Wizja walki z potencjalną nadczynnością dawała do myślenie. Dawała mi również do myślenia pozornie dziwna reakcja mojego organizmu, metabolizmu na różne czynniki. Przy USG lekarz stwierdzał, że moja tchawica jest przesunięta przez rozrośniętą tarczycę. "Przesunięta tarczyca" nie brzmiało dobrze. Próbowałam zignorować kołatające się po głowie informacje, że długotrwałe nadmierne rozciągniecie ściany tchawicy może skutkować utratą jej elastyczności a po usunięciu przyczyny rozciągania w związku z tym zapadaniem się tchawicy, co utrudnia oddychanie. Niemniej jednak ta myśl wracała. Zaczął mnie też niepokoić fakt, że tarczyca sięga za mostek, a co za tym idzie nie byliśmy w stanie jej obserwować w tym rejonie i trudno stwierdzić, czy łagodna do tej pory zmiana nie przekształciła się w złośliwą.
W końcu zmierzając się z tymi oto faktami podjęłam decyzję, żeby poddać się operacji tarczycy. Decyzja zapadła pół roku temu. Operacja obyła się 5 tygodni temu.
Decyzja była oczywiście trudna. Z jednej strony fakty były jakie były, z drugiej strony wiedziałam jakie ryzyko powikłań niesie taka operacja, a przecież w sumie nie czułam się wcale źle. Ryzyko utraty dużej ilości krwi - tarczyca jest bardzo ukrwionym organem. Ryzyko uszkodzenia nerwu krtaniowego - unerwia mięśnie krtani, jego porażenie/uszkodzenie skutkuje zmianą barwy głosu w najlepszym wypadku, utratą głosu w gorszym wypadku, a także zaburzeniami połykania, dusznościami zagrażającej życiu i w skrajnych przypadkach wymagającymi wykonania tracheostomii. Porażenie nerwu krtaniowego jest jednym z najczęściej występujących powikłań usunięcia tarczycy, wymaga długotrwałej rehabilitacji, która niekoniecznie usunie problem.
Kolejnym poważnym powikłaniem jest przypadkowe usunięcie wszystkich przytarczyc. Przytarczyce to maleńkie gruczoły wydzielnicze zlokalizowane, jak sama nazwa wskazuje, przy tarczycy, a dokładniej za tarczycą. Z reguły mamy ich ok. 4, choć zdarza się 1 lub więcej niż 4, nawet 8. Z reguły leżą one za tarczycą ale może się zdarzyć, że są zlokalizowane wewnątrz tarczycy albo w jamie brzusznej. Przytarczyce to bardzo ważne gruczoły, odpowiedzialne są gospodarkę wapniem i fosforem. Ich nadczynność skutkuje hiperkalcemią (zbyt wysoki poziom wapnia w krwi), a niedoczynność hipokalcemią (zbyt niski poziom wapnia w krwi). Oba nieleczone zagrażają życiu. Parathormon produkowany przez przytarczyce, regulujący poziom wapnia w krwi, odpowiedzialny jest również za metabolizm witaminy D3 - pobudza metabolizm witaminy D3 w nerkach.
Metabolizm witaminy D3 przebiega w naszym organizmie dwuetapowo. Pierwszy etap zachodzi w wątrobie i prowadzi do powstania metabolitu nazywanego 25(OH)D, to poziom tego metabolity badamy w laboratorium. To jednak nie koniec. Sam metabolit 25(OH)D odgrywa jakąś rolę w naszym organizmie jednak nie ma pływu na metabolizm wapnia a kluczowa rola witaminy D3 związana jest z innym jej metabolitem, kalcytriolem. Aby powstał kalcytriol, czyli D-1,25(OH)2D konieczna jest jeszcze dalsza hydroksylacja, przebiegająca w nerkach z udziałem właśnie parathormonu. Tak więc wnioskowanie o tym co dzieje się z wapniem w naszym organizmie tylko na podstawie wyniku badania poziomu 25(OH)D jest obarczone bardzo dużym błędem. Nie daje obrazu tego, co dzieje się z tym metabolitem w naszych nerkach.
Wspominałam już, że to była trudna decyzja? :)
A przypominam - czułam się generalnie dobrze. Podjęłam ją jednak.
I od 5 tygodni jestem nową ulepszoną wersją siebie :)
Czuję się jakby ktoś dał mi nowe życie. Dosłownie. Jakby zdjął ze mnie wielki ciężar, dosłownie i w przenośni. Czuję się lżejsza, sprawniejsza, czuję, ze mogę wszystko. Mogę leżeć na plecach - to pierwsze co odkryłam już kilka godzin po operacji :) Mogę połykać największe nawet kapsułki - jakież było moje zdziwienie, ze można je połknąć bez ich utknięcia w przełyku :D Teraz dopiero widzę w czym i jak bardzo mi przeszkadzała tarczyca. No i w końcu mogę nosić golfy, jak na załączonym zdjęciu :)
Czy są jakieś ciemne strony tej "sielanki"?
Są. Zanim o nich powiem chciałabym podkreślić coś - rola chirurga, doświadczenie chirurga, mistrzostwo świata chirurga. Mojego chirurga. Wymienię go tu z nazwiska - doktor Józef Kurek z Wielospecjalistycznego Szpitala w Jaworznie, ordynator Oddziału Chirurgii Ogólnej, Endokrynologicznej i Onkologicznej.
Doktor Józef Kurek to fantastyczny fachowiec!
Wybór lekarza jest niezwykle ważny. Ponieważ wiedziałam jak poważnie wygląda moja tarczyca i jak duże ryzyko niesie jej operacja szczególnie ostrożnie wybierałam chirurga. Jak się okazało lewy płat mojej tarczycy miał 11 cm długości, sięgał aż do aorty. Ten rozmiar zrobił wrażenie na całym szpitalu, wierzcie mi, była olbrzymia. Operacja była trudna. Anatomia mojej tarczycy była tak zmieniona, że lekarzom sporo zajęło czasu, żeby się zorientować co jest co. Długo szukali nerwu krtaniowego. Znaleźli go tylko dlatego, że mieli do dyspozycji neuromonitoring i byli bardzo cierpliwi. Neuromonitoring to bardzo ważne wyposażenie sali operacyjnej, nie zawsze jest a jest niemal niezbędne jeśli nasz nerw krtaniowy ma pozostać bezpieczny. Neuromonitoring śródoperacyjny (IONM) polega na obserwowaniu reakcji kluczowych struktur nerwowych podczas operacji, monitoruje się aktywność elektrofizjologiczną nerwu. Ta metoda ma zastosowanie przy operacji różnych organów, nie tylko tarczycy oczywiście.
Mimo tak zmienionej tarczycy doktor Kurek zdołał znaleźć przytarczyce i usunął tylko jedną z nich w celu badania histopatologicznego. Obecnie istnieją metody śródoperacyjnego obrazowania przytarczyc. Ze względu na ich niewielki rozmiar i bliskość anatomiczną z tarczycą często dochodzi do przypadkowego usunięcia przytarczyc w trakcie operacji tarczycy. Całkowite usunięcie wszystkich przytarczyc to nieodwracalne problemy dla pacjenta, które będą mu towarzyszyć do końca życia. W śródoperacyjnym monitorowaniu przytarczyc wykorzystuje się zjawisko ich autofluorescencji - wzbudzenia świecenia odpowiednią długością fali świetlnej, widocznego w odpowiedniej do tego kamerze. Jednak tego rodzaju sprzęt na razie rzadko jest dostępny w naszych szpitalach. Szczególną rolę odgrywa tu więc doświadczenie i dokładność chirurga.
Czy dotknęły mnie jakieś powikłania?
Jak napisałam mój nerw krtaniowy jest cały. Moja blizna jest tak mała, ze sama nie mogę uwierzyć, że przez tak niewielki otwór wyjęto mi takiego giganta, w dodatku nie uszkadzając wszystkiego wokół.
Rana była szyta od środka, natomiast na zewnątrz skóra została sklejona klejem tkankowym. Zastosowanie kleju pozwala uniknąć dodatkowych blizn po szwach oraz chroni przed infekcją rany. Moja blizna wygląda naprawdę nieźle. Szpital uwolnił mnie już dwa dni po operacji. Po 2 tygodniach rana z zewnątrz była już kompletnie oczyszczona z wszelkich strupków. Wewnątrz proces gojenia jeszcze się nie zakończył - na USG po 3 tygodniach było widać wewnątrz jeszcze ranę, obecnie odczuwam jeszcze czasem lekki ból ale od dobrych 2 tygodni funkcjonuję już całkowicie normalnie.
Całkowite lub częściowe usunięcie tarczycy wiążę się oczywiście z dożywotnim lub czasowym (jeśli pozostawiona część tarczycy podejmie pracę na odpowiednim poziomie) zażywaniem hormonu tarczycy. Po 5 tygodniach i drobnych korektach dawki nie odczuwam żadnych nieprawidłowości z tym związanych ale wymaga to jeszcze nadal monitorowana.
Największą niedogodnością po operacji była i jest hipokalcemia. Fizyczna manifestacją hipokalcemii jest tężyczka. Wapń odgrywa kluczową rolę w funkcjonowaniu mięśni i nerwów. Zbyt niski poziom wapnia prowadzi do nadpobudliwości komórek nerwowych i mięśniowych. W łagodnych stanach objawia się ona mrowieniami, które mogą być odczuwalne w całym ciele. W skrajnych przypadkach dochodzi do skurczów mięśni rąk, twarzy, klatki piersiowej, nóg. Może wtedy dojść do skurczu mięśni gardła i zaciśnięcia dróg oddechowych. Do takie stanu dochodzi rzadko, niemniej jednak wystąpienie skurczów wymaga natychmiastowej interwencji lekarza. Przewlekła hipokalcemia prowadzi do różnych problemów zdrowotnych. Wiążę się również z hiperfosfatemią, nadmiarem fosforu, spowodowanym niedoborem wapnia. Z tego powodu osoby borykające się z hipokalcemią powinny bezwzględnie stosować dietę niskofosforanową, w celu zmniejszenia podaży fosforu, którego równowaga jest zaburzona. Dieta niskofosforanowa to najtrudniejsza z diet. W fosfor bogate jest wszystko to co lubię i często jadałam, w szczególności jajka i sery. Z różnych powodów stosuję dietę niskowęglowodanową (o tym innym razem :), połączenie jej z dieta niskoforforanową to prawdziwe wyzwanie.
Wprawdzie usunięto mi tylko jedną przytarczycę i miałam ich więcej ale uszkodzenie w obrębie szyi w wyniku operacji było ogromne, sama operacja była długa, przytarczyce uległy podrażnieniu i czasowemu niedokrwieniu. Początkowo mój poziom parathormonu był nieoznaczalny a poziom wapnia był tak niski, że kilka razy już się pakowałam, żeby pojechać na SOR w celu podania mi kroplówki z wapniem ponieważ doustna suplementacja była niewystarczająca. Ostatecznie poradziłam sobie jednak bez tego a obecnie parathormon jest już produkowany i zmniejszam stopniowo dawkę zażywanego wapnia. Jestem wiec dobrej myśli.
Na stabilizację poziomu wapnia z reguły trzeba czekać około roku, czasem do dwóch lat. Jednym z istotnych czynników obniżających ryzyko hipokalcemii po operacji tarczycy jest zadbanie o odpowiednio wysoki poziom witaminy D3 w krwi przed operacją. Przy niedoczynności przytarczyc konieczne jest zażywanie gotowego aktywnego kalcytriolu, cholekalcyferol owszem podniesie nam w takiej sytuacji poziom frakcji 25(OH) jednak z powodu braku parathormonu, tak jak wspomniałam, nie zostanie ona zmetabolizowana do końcowego aktywnego produktu w nerkach.
Dlaczego moja tarczyca wymknęła się spod kontroli?
Tarczyca to bardzo wrażliwy organ. Wrażliwy, a jednocześnie niezwykle ważny, regulujący pracę wielu innych organów. Badanie histopatologiczne mojej tarczycy dało jednoznaczną odpowiedź na pytanie czym były te zmiany. To tzw. wole koloidowe, czyli najogólniej rzecz ujmując rozrost tkanki tarczycy. To najczęstsza zmiana w obrębie tarczycy.
Generalnie u podłoża wola koloidowego leży dysfunkcja tarczycy - tarczyca nie jest w stanie produkować wystarczającej ilości hormonu, w związku z tym dochodzi do jej rozrostu w celu kompensacji tego niedoboru. Jedną z możliwych przyczyn pogorszenia funkcji tarczycy, mniej wydajnej produkcji hormonu, jest niedobór w diecie jodu. Nie oznacza to jednak, że kiedy już mamy wole koloidowe, kiedy już doszło do rozrostu tarczycy dobrym wyjściem jest podanie samego jodu lub suplementu bogatego w jod. Może ono skutkować nadmierną stymulacją rozrośniętej tarczycy i w efekcie nadprodukcją hormonu tarczycy, która prowadzi do jej nadczynności.
Inną przyczyną powstania wola koloidowego są stany zapalne tarczycy. I właśnie to najprawdopodobniej było przyczyną mojego rozrostu tarczycy. Autoimmunologiczny stan zapalny towarzyszy mi już od 25 lat. Skóry, stawów, jelit. Trzymam go w ryzach za sprawą różnych działań (o tym w kolejnych wpisach), nie stosuję żadnych leków, odpowiednio się odżywiam i stosuję suplementy. Dlaczego w takim razie moja tarczyca się rozrosła do takich rozmiarów mimo, że inne moje organy radzą sobie dobrze? No cóż, lata temu wiedziałam znacznie mniej niż wiem teraz. Z różnych powodów dawno temu popełniłam suplementację jodem. Nie wiedząc, że coś złego dzieje się już w mojej tarczycy. To prawdopodobnie w znacznym stopniu przyczyniło się do tego, ze rozrost mojej tarczycy wymknął się spod kontroli organizmu. Zawsze przestrzegam moich pacjentów przed stosowaniem jakichś specyfików "w ciemno", nawet jeśli są to "tylko" suplementy i nawet jeśli poleca je ktoś powszechnie uznawany za wiarygodnego. Jeśli spodziewamy się, ze coś będzie skutecznie działać w naszym organizmie to musimy również założyć, ze może nam zaszkodzić. Nie musi, ale może. Prawdę mówiąc "dostaję wysypki" kiedy słyszę, że jakiś "guru" radzi wszystkim zażywać to czy tamto, reklamuje coś jako cudowny specyfik dla każdego lub udziela porad nie poznając uprzednio stanu zdrowia osoby, której radzi. To bardzo niebezpieczne praktyki!
Reasumując i biorąc pod uwagę moje własne doświadczenia - czy warto, czy należy, kiedy trzeba, kiedy nie trzeba poddać się operacji tarczycy?
Odpowiedź na to pytanie być może Was rozczaruje :) Bo... TO ZALEŻY :) Zależy od wielu czynników, od przebiegu choroby, od podłoża, od wyników, od stanu zdrowia generalnie. To naprawdę zależy. Nie jest możliwe i odpowiedzialne ani stwierdzenie "nigdy nie usuwaj tarczycy", ani "zawsze usuwaj tarczycę" jeśli uległa rozrostowi.
Mam nadzieję jednak, ze moja własna historia doświadczenia coś wnoszą w Wasze rozważania jeśli dotyczy Was właśnie problem rozrostu tarczycy. A w razie wątpliwości życzę Wam spotkania na swojej drodze osób, które pomogą je rozwiać. Jeśli się nie pojawiają, po prostu poszukajcie ich :)
Po raz koleiny chylę czoła jest Pani WIELKA -życzę dużo zdrowia . Jak zwykle zachwycam sie Pani koleinym teskstem tym razem “ TARCZYCA “ Ja przyznaje sie nie jestem taka OD WAZNE jak Pani. Zycze tyle radosci a usmiech niech towarzyszy kazdego dnia. ????????????????♀️
Dzień dobry Pani Izabelo.Pamietam Pani kolokwia z biologii komórki :) Odkryłam to miejsce niedawno i z wielkim zaciekawieniem pochłaniam kolejne artykuły. Dbajmy o siebie i najbliższych.Dzielmy się dobrą energią (i dobrym jedzeniem). Pozdrawiam
Jestem pełen podziwu i uznania. Wesołych Świąt!!!